Jastrzębowski: Bezmiar wpadek Kidawy trwale ją ośmieszył. Kosiniak z troską to wykorzystuje

Jastrzębowski: Bezmiar wpadek Kidawy trwale ją ośmieszył. Kosiniak z troską to wykorzystuje

Dodano: 
Małgorzata Kidawa-Błońska
Małgorzata Kidawa-Błońska Źródło: PAP / Piotr Nowak
– Władysław Kosiniak-Kamysz z precyzyjnie chłodną troską wykorzystuje kompromitującą słabość Kidawy-Błońskiej. Te jej „inspiratory” zamiast „respiratorów”, te jej „kłampstwa” ten bezmiar publicznych wpadek trwale ją ośmieszył. Tego się już nie da naprawić – mówi portalowi DoRzeczy.pl Sławomir Jastrzębowski, publicysta, ekspert ds. wizerunku, były redaktor naczelny "Super Expressu".

Trwa pandemia koronawirusa, a w tym czasie w Sejmie dochodzi do żenujących akcji. Kto wizerunkowo zyskuje, a kto traci na tej awanturze?

Sławomir Jastrzębowski: No wie pan, gdyby ujmować problem koronawirusa politycznie, jako sui generis mecz między rządzącymi a opozycją, to spotkanie trwa, właściwie dopiero co się rozpoczęło. Na pewno na plus drużyny rządzącej trzeba zapisać szybką akcję wprowadzenia obostrzeń hamujących rozprzestrzenianie się wirusa. Po porównaniu danych dotyczących liczby zakażonych i zgonów ze świata i z Polski widać, że ta strategia działa. Na razie działa. Na pewno minister Szumowski okazuje się gwiazdą tej drużyny, jest wizerunkowym odkryciem i pozytywnym zaskoczeniem. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Merytoryczny, spokojny.

Patrząc szerzej, jesteśmy świadkami bezpardonowego przetasowania na naszej scenie politycznej. Drużyna opozycji się kłóci i wydziera sobie opaskę kapitana. Sojusz Platformy z PSL i Lewicą przeciw PiS to już zamierzchła przeszłość. Kosiniak-Kamysz z precyzyjnie chłodną troską wykorzystuje kompromitującą słabość Kidawy-Błońskiej. Te jej „inspiratory” zamiast „respiratorów”, te jej „kłampstwa” ten bezmiar publicznych wpadek trwale ją ośmieszył. Tego się już nie da naprawić. Zresztą PO to widzi, bo zaczyna wysyłać sygnały, że w przypadku przełożenia wyborów możliwy jest inny kandydat zamiast Kidawy.

Spektakularna jest wojenka na skrzydłach drużyny opozycji: Lewicy z PO. Nagrane w Sejmie zdanko posła Nitrasa, że Platforma może wejść w koalicję z Konfederacją i wtedy Konfederacja „zajmie się” lewicą zrobiło wrażenie. Forma i okoliczności takich wyznań nie przysporzą fanów PO. Ale pytanie co dalej. Przeciw drużynie rządowej gra niebezpiecznie zamrożona gospodarka. To jest najpoważniejszy przeciwnik. Zwolnienia w różnych branżach już się zaczęły, a bankructwa zaraz się zaczną. Niezadowolenie społeczne będzie rosło. W takich sytuacjach zawsze obwinia się rządzących. Wdzięczność opinii publicznej to dukat z tombaku. Churchill dwa miesiące po wygranej wojnie z Niemcami przegrał wybory, bo w głowach wyborców był utożsamiany z biedą i zaciskaniem pasa. Partia Pracy obiecała więcej, a że nie była w stanie wywiązać się z obietnic to inna sprawa. Dlaczego o tym mówię, bo tarcza antykryzysowa dla wielu przedsiębiorców to durszlak, przed niczym ich nie uratuje i oni bardzo głośno i bardzo precyzyjnie o tym mówią. Na razie rządzący są przy piłce, a opozycja w rozsypce. Na razie.

Przy okazji wyszło na jaw, że przy hejterskim profilu "Sok z buraka" pracowała masa ludzi, nie tylko polityków, ale też dziennikarzy. Co to oznacza dla nich od strony ich wizerunku?

Łatka, która się przyklei. Marcin Bosacki był dziennikarzem, ambasadorem i z całkiem dobrym skutkiem dbał o wizerunek dyplomaty z nienagannymi manierami. Magda Jethon szefowała radiowej „Trójce” w czasach jej wysokiej słuchalności i dla części słuchaczy elitarności. Tymczasem „Sok z Buraka” to portal intencjonalnie chamski i świadomie serwujący polityczne niskie manipulacje. Oczywiście pozostaje zasadne pytanie, jaki był udział tych i innych osób w redagowaniu treści, ale na pewno przynależność do grona redaktorów tego portalu nie nobilituje.

Co ta sytuacja mówi nam o kondycji polskich mediów?

Zaraz, zaraz. „Sok z Buraka” to żadne medium, to hejterski, chamski, memowy portalik, który w czasach big data może jednak spełniać jakąś swoją rolę. Natomiast pytanie o kondycję polskich mediów w dniach zarazy, to jest temat na epopeję. Z całą pewnością pewne procesy przyspieszą, z całą pewnością wygrają ci, którzy mają głębsze kieszenie i potrafią w czasach kryzysu ściągać pieniądze z rynku nie z newsów, felietonów i analiz, ale z tego czym można to biznesowo obudować. W polskich mediach też dojdzie do przetasowań, a paru graczy w kryzysie zapewne dostrzeże szanse.

Jak kształtować się będzie rynek medialny po zakończeniu pandemii - czy bardziej rozwiną się media mniej ambitne, hejterskie i fakowe profile, czy przeciwnie - ludzie zaczną szukać też ambitniejszych treści?

Po zakończeniu pandemii? To znaczy, kiedy? To jest podstawowe pytanie, które zadają sobie wydawcy i reklamodawcy. Reklamowanie teraz na przykład wycieczek czy restauracji to palenie pieniędzmi w kominku, a takich branż jest więcej. Wydawcy odbierają więc telefony zastanawiając się, kto jeszcze chce się wycofać, kto chce przesunąć, kto chce zniżkę, a kto w ogóle nie zapłaci. Problemy są więc dwa: przyziemny – jak przetrwać zarazę, i ambitniejszy – czy można na niej zarobić?

Czytaj też:
"Kosiniak ma zastąpić Kidawę. Wojna PO z PSL nieunikniona"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także