Duda czy Trzaskowski? Złe pytanie. Właściwsze jest: tak czy nie dla "wojny na górze"?

Duda czy Trzaskowski? Złe pytanie. Właściwsze jest: tak czy nie dla "wojny na górze"?

Dodano: 
Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski
Andrzej Duda i Rafał TrzaskowskiŹródło:PAP
Celebryci proponują, by wybrać ładniejszego. Krytycy Andrzeja Dudy – jak to ujął sam Rafał Trzaskowski – by rozliczyć PiS. A on jako nowy prezydent będzie działał „na złość rządowi”. To ważna deklaracja. Bo w tych wyborach nie rozliczamy władzy, ale jak to ujął – co znamienne: politycznie skuteczny Aleksander Kwaśniewski – „wybieramy przyszłość”. Jaką? To dość jasne. Warto powyższe deklaracje przeanalizować, gdy decydujemy o naszym życiu przez kolejne pięć, a przede wszystkim trzy lata.

Warto powyższe deklaracje przeanalizować, gdy decydujemy o naszym życiu przez kolejne pięć, a przede wszystkim trzy lata.

Co by było, gdyby Trzaskowski już był prezydentem?

Andrzej Duda przez ostatnie tygodnie głównie opowiadał o tym, co po jego wyborze pięć lat temu konkretnie zrealizowano. I teraz Rafał Trzaskowski przyznaje, że to Dudy diagnoza sprzed lat była właściwa, a on i partia, której jest wiceprzewodniczącym się mylili. Trzaskowski przyznaje i że programy, który obóz prezydenta proponował są słuszne. Mówi, że tu nie ma sporu. Ba, więcej – zapowiada, że będzie ich bronił. Swoją drogą – ciekawe przed kim skoro, to on i jego partia byli przeciw? Teraz obóz przeciwników 500+ jest zatem pusty.

Oczywiście nie dodaje, że gdyby on, albo poprzedni prezydent rodem z Platformy (jak mu było?) pełniłby najwyższy urząd – to nigdy nie weszły by w życie. Bo deklaracje cztery lata temu były jednoznaczne – te propozycje spotkałoby prezydenckie weto. Plus dla Trzaskowskiego, że dziś wie, gdzie była racja, ale zarazem to oznacza, że rodziny nie otrzymałyby w ciągu czterech lat tych 24 tysięcy złotych na dziecko.

Ten schemat może być i teraz prawdziwy. Na przykład, co do programu mających realnie zrealizować polskie TGV – bo to jest istota CPK – szprychy łączące Polskę na miarę XXI wieku, pozwalające nie mieszkać w kilku największych aglomeracjach, a w nich chociażby pracować.

Jeśli wygra Andrzej Duda – Rafał Trzaskowski za pięć lat też może powie, że nie miał racji i zacznie chwalić fakt, że „Polski B” władza nie miała „głęboko w d…”. Zauważy, że dzięki temu prowincja doszusowała do jego „warszafki”, „Polski A” (Tak, tak trend jest antypisowski, a Rafał Trzaskowski jest pewnym kandydatem na za pięć lat).

Z kolei, jeśli wygra Rafał Trzaskowski, to o tym, kto ma rację w tym realnym sporze się nie przekonamy, bo prezydent Trzaskowski projekt pewnie zablokuje. Wszak, gdy cztery lata temu nie był posłem a prezydentem (też na „p”) – jego sprzeciw oznaczałby zatrzymanie przywrócenia normalnego wieku emerytalnego. Dla kobiet to siedem lat różnicy. Nie mnie oceniać, czy prezydencka uroda może to zrekompensować.

To Trzaskowski będzie potrzebował partii

Powiedzmy też jasno, że krytykować prezydenta Andrzeja Dudę i Zjednoczoną Prawicę jest za co. I na tych łamach tego nie unikaliśmy.

I Rafał Trzaskowski w przedostatnim wystąpieniu w Raciborzu mówi o „gniewie”, jaki budzi władza PiS, a tłum jego zwolenników próbuje zakrzyczeć zwolenników Andrzeja Dudy. Nie ma co dyskutować o słuszności emocji. One po prostu są. I zauważa to nawet Andrzej Duda, który przyznaje, że nie wszystko przez pięć lat było „cacy” – w aktualnym numerze tygodnika „Do Rzeczy” mówił wprost: druga będzie inna.

Wyjaśnijmy dlaczego? Bo tak jak w Stanach Zjednoczonych prezydent już nie może ubiegać się o kolejną kadencje i nie będzie potrzebował wspierającej go partii w żadnych wyborach. Może więcej. Podobnie Aleksander Kwaśniewski – jedyny prezydent III RP, który miał drugą kadencje – oszukał macierzystą partię – i zamiast Józefa Oleksego premierem zrobił Marka Belkę, który w Sejmie na własnych posłów krzyczał, a oni go i tak popierali.

Odwrotnie jest, jeśli wygra Rafał Trzaskowski – zgodnie z konstytucją, którą realną władze daje Sejmowi – by zrobić cokolwiek – będzie potrzebował partii. A więc partii prezydenckiej – nowego większego, wałęsowskiego BBWR. (Nitras jako nowy Falandysz to za mało). Konkretnie: będzie potrzebował wszystkich partii anty-PiS. A zjednoczenie w polityce proste jest tylko w kampanii prezydenckiej. W realiach władzy nawet tak karny obóz, jak niegdysiejsze SLD pożarł się tak mocno, że wciąż jest w agonii. Starsi pamiętają, a młodsi niech wygoooglają „szorstką przyjaźń”.

Wojna na górze. I na dole. "Tak to działa. Wszędzie"

Lekko ewentualnemu prezydentowi RP Rafałowi Trzaskowskiemu nie będzie. Ze względów obiektywnych – przede wszystkim kalendarz jest inny niż pięć lat temu.

Teraz wybory parlamentarne już mieliśmy. Następne za przeszło trzy lata. Większość sejmowa, rząd już jest. I Rafał Trzaskowski to wie. Dlatego 90 proc. swoich wystąpień poświęca krytyce tego, co jest. Nie tylko, by zebrać pod swoimi skrzydłami elektoraty o sprzecznych poglądach. Skrajnie lewicowy elektorat przełknie jego umizgi do Konfederacji, kasowanie przez europosłanki PO nadziei na „karty LGBT w całej Polsce”, bo rozumie iż to „mądrość etapu”. Musi tak mówić, bo by coś realnie zmienić, to musi najpierw ten rząd obalić.

Jasne: tego oczekują wyborcy. Ale tylko jego część. I tu znów konstytucja nie gra na jego korzyść. To oznacza, że znów trzeba będzie rozszerzyć konflikt, uczynić go większym niż z czasów, gdy większość PO prezydentowi rodem z PiS zabierała krzesło w Brukseli i samolot do niej. Teraz role są odwrotne. Teraz będzie trudniej. To znaczy dłużej. A więc będzie wojna pozycyjna. Na polityczne wykrwawienie.

Ale, jako się rzekło, to prezydent ma veto. Jeśli uzna, że procedura uchwalania tarcz antykryzysowych nie była dostatecznie długo konsultowana i przegłosowana w nocy – jak jasno deklaruje – będzie wetował. Fajnie, ale to w praktyce, by oznaczało, że firmy nie dostaną pieniędzy na wypłaty dla pracowników. Może kryzys to nie czas, by proces legislacyjny był idealnie koszerny. W Niemczech w czasach COVID-19 posługiwano się… SMS.

I to będzie wojna prawdziwa, mocniejsza, a nie żadne balansowanie się władz. Zresztą ta wojna już schodzi niżej. Bo musi, by ktoś weń wygrał. O pozbawionej nóg Annie Derewienko usłyszała wczoraj cała Polska. Cchyba poza samym Rafałem Trzaskowskim, bo podczas licznych przemówień sprawy nie skomentował. Oto podopieczna bydgoskiej fundacji dla niepełnosprawnych – prowadzonej przez radną PO – została zeń wyrzucona, bo na Facebooku poparła Andrzeja Dudę. Pokazała też screeny. W nich przedstawicielka Fundacji była szczera: „Przyznaje jestem zaskoczona Twoim poparciem dla AD. Jest to dla mnie niezrozumiałe i nawet nie próbuje. Jeśli jednak wiesz, że zarząd fundacji czy jej sponsorzy, to ludzie opozycji, to zapewne musiałaś liczyć się z takimi konsekwencjami. Tak to działa. Wszędzie”. Zatem – „depisizacja” nie obejmie TVP Info, ale już spotkała niepełnosprawną za posty na Facebooku.

I to nie jest odosobniony przypadek. Dziś to Grzegorz Pellowski – piekarz z Gdańska, który zdaje się jest narodowcem, ale poparł także w mediach społecznościowych Andrzeja Duda. Jak oświadczył, po tym stracił natychmiast stałe zamówienia z Gdańskiego ratusza. Przez telefon.

Przypomnijmy – programy solidarnościowe obejmują wszystkich. Także tych, co w niedzielę zagłosują na Rafała Trzaskowskiego.

Cohabitation à la polonaise

Konstytucja – stało się hasłem ostatniego czterolecia. Nie rozstrzygniemy teraz tego sporu, ale zajrzyjmy doń. Realna władza wykonawcza weń przypisana jest weń premierowi. Jest nim Mateusz Morawiecki. Ten z Andrzejem Dudą współpracuje. Rafał Trzaskowski też tak deklaruje, ale zarazem zapowiada liczne veta. To oznacza, że rząd będzie mógł trwać i administrować, ale zarazem nie będzie większości rzeczy przeprowadzać, bo te wymagają ustawy. Nawet ustawy o zmianie ustawy, czyli po ludzku: nowelizacji, a te wymagają podpisu prezydenta. Prezydent Trzaskowski będzie więc – zgodnie z konstytucją – Senatem do kwadratu. Będzie mógł nie tylko spowalniać nowe prawo, ale także je zablokować. Ale sam nie da rady niczego zmienić. Bo ma jedynie… inicjatywę ustawodawczą. Czyli to samo, co… piętnastu posłów jego Platformy Obywatelskiej. I ile razy skutecznie coś z tego wyszło? No właśnie.

Zauważmy: Trzaskowski już wygrał. Stał się liderem anty-PiS. I będzie nim za trzy lata. Bo jego Platforma była miesiąc temu na krawędzi upadku, w poniedziałek/wtorek to on będzie miał miliony głosów. I teraz ten cały plankton (PSL, Hołownia, Kukiz, któremu wydawało się, że jest pluralizm) co najwyżej musi zdecydować, którego bloku chce być przystawką – PiS czy PO.

Spór PO z PiS jest sporem o coś. Ale teraz nie będzie zmiany. Teraz co najwyżej – oby nie dosłownie – rozpocznie się wojna pozycyjna, wręcz domowa. A te są najgorsze. I nikt nie wygrywa.

Antoni Trzmiel jest dziennikarzem Telewizji Polskiej, Polskiego Radio i portalu DoRzeczy.pl, ale za przedstawione powyżej poglądy nie ponosi winy żadna z redakcji, tylko on sam.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także