Marszałek Senatu Tomasz Grodzki wystąpił w orędziu do Polaków. Jedni twierdzą, że wyszedł ze swojej roli i wystąpił w nieodpowiednim momencie, zaś inni wskazują, że miał nie tylko prawo, ale i obowiązek z tym orędziem wystąpić.
Jan Maria Jackowski: Przemówienie marszałka było wygłoszone na kanwie uchwały, którą opozycja przegłosowała w Senacie dwa dni wcześniej. Uchwały, która osłabia pozycję negocjacyjną Polski w kluczowym momencie negocjacji dotyczącej przyszłej perspektywy budżetowej oraz funduszu odbudowy.
Dlaczego?
Kwestionuje ona używanie pełnego traktatowego instrumentarium, z jakiego może korzystać polski rząd w celu dbania o polskie interesy narodowe. Innymi słowy tego typu uchwałę i stanowisko, odbieram jako używanie konia trojańskiego jakiego opozycja używa przeciwko polskiemu państwu.
Samo przemówienie zostało ocenione dość krytycznie pod względem jego formy, ale i jako dość sztuczne. Jaki może to mieć wpływ na odbiór tego orędzia?
Powiem szczerze, że zapoznałem się dokładnie z treścią samego orędzia marszałka, natomiast nie oglądałem go w telewizji. Ale słyszałem mocno krytyczne opinie. Jako człowiek mediów mogę powiedzieć, ze body language, czyli język ciała w takim przemówieniu telewizyjnym jest szalenie ważny. Stanowi on 80 – 90 proc. przekazu treści. Tego typu rzeczy mogą mieć istotne znaczenie przy ocenie treści wystąpienia, bez względu na to, co w tej wypowiedzi jest zawarte.
Wracając do meritum, czyli sporu o weto do budżetu Unii Europejskiej na kolejne lata i powiązania wypłacanych środków z praworządnością. Czy Pana zdaniem uda się przeforsować jednak polskie stanowisko,, czy też rząd będzie musiał ustąpić i podporządkować się Unii Europejskiej?
Myślę, że docelowo zawarty będzie tak zwany kompromis. Teoretycznie będzie on zadowalał obydwie strony. W praktyce jednak jedna strona będzie zmuszona do tego, by uprawiać urzędowy optymizm, a druga strona będzie faktycznie bardzo zadowolona. To, kto będzie zadowolony zależy oczywiście od tego, jakie będą szczegóły kompromisu, który zostanie ostatecznie wynegocjowany.