• Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Czarny humor

Dodano:   /  Zmieniono: 
Różne rzeczy w życiu widziałem, ale odgórnie promowanego strajku jeszcze nie. Może gdybym był jeszcze starszy niż jestem, o jakieś sześć, osiem lat, skojarzyłyby mi się spontaniczne masówki w zakładach pracy, podczas których klasa robotnicza odcinała się od warchołów z Radomia i Ursusa.

Lewicowe redakcje i organizacje, „studio” jakiegoś modnego stylisty-celebryty, Wielka Orkiestra Owsiaka, ale też np. jeden z wydziałów Uniwersytetu Warszawskiego prześcigały się w deklarowaniu, że celem antypisowskiego spontanicznego protestu dają swoim pracownicom w poniedziałek wolne. Oczywiście, tylko tym, które chcą „strajkować” – ale kto by nie chciał? Wolny dzień to wolny dzień, można skoczyć do sklepu albo załatwić jakąś zaległą sprawę w urzędzie. Tam zwykłe, proste Polki na pewno będą popsztalać jak co dzień, operetkowa zabawa w protesty nie jest dla takich jak one.

Można by ten model rozwinąć twórczo i następny protest zorganizować wśród dzieci. Wiadomo, że choć „protest” ograniczy się do tej samej wypróbowanej garstki maniaków biegających na wszystkie możliwe demonstracje, czy to „przeciwko rasizmowi”, czy „w obronie klimatu”, czy z poparciem dla TW Bolka, światowe media obleci przekaz, iż w dalekiej Polsce kobiety stanęły murem przeciwko nieludzkiemu reżimowi. Warto by to wzmocnić kolejnym przekazem, że także i dzieci. Wystarczy ogłosić, że kto chce protestować przeciwko reżimowi, jest zwolniony z klasówki. Resztę załatwi odpowiednie kadrowanie i montaż, tefałenowcy na pewno sobie z tym poradzą.

A KOD do wszystkich antenatów, których sobie przypisuje – tradycji KOR, AK i Państwa Podziemnego, Inki, a bodaj już także i Piłsudskiego, skoro uparł się świętować także rocznicę jego przyjazdu do Warszawy (jaka szkoda, że dziennikarze nie zadali Mateuszowi Kijowskiemu nagłego pytania: a co się stało 11 listopada? Pewnie by powiedział, jak o „Ince”, że nie pamięta, ale szczegóły nie są ważne) będzie mógł dodać jeszcze, że jest kontynuacją Krucjaty Dziecięcej.

A jak małolatów skłonić do protestu? Wystarczy ogłosić w oddanych „sprawie” mediach, że PiS chce im zabrać cukierki. Albo, jeszcze lepiej, zablokować pornosy na komórkach. Zresztą cokolwiek. Histeria, jaką wspomniane media organizują wokół aborcji, pokazuje, że żadna odpowiedzialność za słowo i żadna rzetelność zwyczajnie nie istnieją. Przecież projekt zaostrzenia prawa antyaborcyjnego nie jest projektem PiS, tylko fundacji Ordo Iuris. Przecież PiS go nie poparł, tylko skierował do komisji sejmowej, co oznacza chęć dokonania w nim zmian. Przecież nie ma w nim zakazu ratowania życia kobiety (przeciwnie, sytuacja zagrożenia życia jest wyraźnie zaznaczona jako wyjątkowa), śledztw prokuratorskich po poronieniach i wszystkich innych niestworzonych bredni, którymi straszą podatny element histeryzujące celebrytki. I co z tego?

Cokolwiek działoby się w mediach publicznych, ta histeria po raz kolejny pokazuje, że propagandystów  obozu okrągłostołowego po prostu trzeba było stamtąd wygonić, choćby na rympał i z wywaleniem przy okazji zawiasów. Obecnie w antypisowskim matriksie żyje ten, kto chce – to jego wybór. Gdyby obok Knapików i Sobieniowskich, obok jazgotu Tok FM, judzenia „Polityki” i ringerów szpringerów krąg kłamstwa zaciskający się wokół prostego Polaka nadal uzupełniały równie propagandowe media państwowe z Kraśką, Lisem i pomniejszymi Lewickimi, realne byłoby objęcie histerią na tyle licznej części społeczeństwa, by przełożyło się to na realną politykę. Dzięki rozerwaniu tego propagandowego kręgu mogą teraz propagandyści antypisu tylko rajcować danymi, że, o, „Fakty” obejrzało o jeden koma siedem więcej widzów niż „Wiadomości” (ale i tu muszą coraz częściej milczeć, gdy nawet w krzywym zwierciadle Nielsena wychodzi, że odwrotnie). No i oczywiście stawać na głowie, by, niczym kwoka ogarniająca niesforne pisklęta, nie dopuścić do wyrwania się spod propagandowego czaru „swoich”. Nie zaglądajcie do TVP, nie sięgajcie po te straszne prawicowe gazety, nie wchodźcie do prawicowej części internetu, bo was tam Cygan porwie, tfu, znaczy się, pisowiec was porwie do wora i wywiezie czarną wołgą na przymusową pielgrzymkę.

Mimo wszystko czar chyba jest dość słaby, skoro nawet dyrygenci „czarnego protestu” zdają się nie wierzyć w jego skuteczność i rozpaczliwie szukają, czym by tu wzmocnić sam „strajk”, żeby zadziałał? Można odnieść wrażenie, że same feministki, prześcigając się w takich pomysłach, uparły się rzecz ośmieszyć – ale oczywiście tak nie jest, musiałyby móc zauważyć własną śmieszność, a gdyby to umiały, nie byłyby feministkami. Z dyskutowanych przez nie pomysłów najbardziej spodobało mi się, żeby zwolenniczki aborcji wywołały panikę na rynku bankowym, na dany znak wypłacając oszczędności z bankomatów. „Żiełaju uspiechow”. O propozycji pana Hartmana, równie obrzydliwej jak on sam, zamilczę, bo to najwyraźniej człowiek chory.

No dobrze, zwolnione z obowiązku świadczenia pracy panie z luksusowego butiku, fundacji Owsiaka i UW w wyznaczonym dniu „nie uprasują koszuli, nie ugotują obiadu… wezmą wolne, zamiast wypełniać swoje domowe obowiązki”, jak to zapowiedział nieoceniony TVN 24. Ciekawe, że panie, które do spazmów oburzenia doprowadziło wrzucenie na twitter zdjęcia modelki w czarnej koszulce nocnej (zapewne dlatego, że modelka była naprawdę ładna, co na feministki, wiadomo jak się prezentujące, musi działać jak na psy Pawłowa) jakoś potulnie dają się zapędzić do strajkowania przeciwko tak zdefiniowanym kobiecym obowiązkom. Bo przecież w tefałenie się „chamstwa”, „seksizmu” i tak dalej nie dopatrzą?

Nie chcę się, przez szacunek dla wielkiego ojca i przyjaźń dla siostry, szczególnie pastwić nad panią o mózgu wielkości tiktaka i najwyraźniej poranionej duszy, mimo okazanej mi przez nią głupiej agresji – ale jak sobie wyobrażę, że taka, na przykład, Paulina Młynarska nie ugotuje obiadu, nie wypierze koszuli, ba, jeszcze nawet, powiedzmy, nie pójdzie na randkę (jak nie wypełniać „obowiązków”, to wszystkich!) – i w ten sposób obali patriarchalny rząd Beaty Szydło, to jakoś robi mi się weselej, i cały weekend zapowiada się bardziej kolorowo.

Czytaj także