Ćwierć wieku szabru
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Ćwierć wieku szabru

Dodano:   /  Zmieniono: 45
PEKAO
PEKAO Źródło: Wikipedia / Sluzbowo/ CC BY-SA 4.0
Nie za bardzo znam się na bankowości, ale chyba nie trzeba być wielkim specjalistą, by porównać parę prostych liczb. 17 lat temu polski rząd sprzedał włoskiej firmie 52 proc. akcji banku Pekao SA, dokapitalizowawszy go wprzódy z pieniędzy publicznych, za 3,4 mld złotych. Przez te 17 lat samej tylko dywidendy z działalności banku mieli Włosi 24 mld; innych zysków tutaj nie bierzemy pod uwagę, bo trudno je oszacować. A teraz odsprzedali polskiemu rządowi 33 proc. za 10,5 mld.

Może się nie znam, ale jako podatnik i obywatel mam chyba prawo zapytać: to co to jest za interes?!

A jako publicysta mogę sobie od razu odpowiedzieć: to jest złoty interes! Oczywiście, dla Włochów. Ale czy Włosi robili u nas najlepsze interesy, czy ten akurat był wyjątkowy? Nic podobnego. Akurat Włochom powinęła się noga, mają u siebie kryzys i potrzebowali gotóweczki, co dało okazje polskiemu rządowi odkupienia tego, co jego poprzednicy spuścili w cenie dwuletniej średniej dywidendy. A mnie do skreślenia tych kilku zdań.

Ale przecież takie złote interesy robili tu nad Wisłą przez całe lata liczni „inwestorzy”, jak przywykło się nazywać wielkich, międzynarodowych paserów. Jacek Tittenbrum spisał tę historię wyprzedawania za bezcen majątku narodowego w czterech grubych tomach, z których każdy stawia włosy na głowie („Z deszczu pod rynnę, meandry polskiej prywatyzacji” Poznań 2007). Pisał o tym sporo Witold Kieżun w „Patologiach transformacji”, pisali Tadeusz Kowalik, Kazimierz Poznański, pisali różni dziennikarze, ta wiedza była, ale jakby jej nie było, bo była „oszołomska”, nie wypadało jej znać, a tym bardziej się na nią powoływać.

Przypominają się historię o ludziach, którzy po wojnie odkupywali na bazarach od złodziei, szabrowników, swoje własne rzeczy – bo był to jedyny sposób, by odzyskać rodzinne pamiątki. Transakcja odkupienia od UniCredito banku Pekao ma podobny charakter. Jakby kto pytał, wszystko było zgodne z prawem. Polski, legalny rząd sprzedawał po cenie umownej, dlaczegóżby korporacja nie miała skorzystać z okazji?

Oczywiście, czego nie wiemy, tego nie wiemy, ale możemy się domyślać – w wielu wypadkach, abstrahując od tego konkretnego, przedstawiciele państwa polskiego grzeszyli nie tylko głupotą, nieodpowiedzialnością i chęcią łatania za wszelką cenę dziur w budżecie, aby do najbliższych wyborów, bez oglądania się na sens i długofalowe koszty. Zapewne w grze były rozmaite „szklane paciorki”, za pomocą których przekonywano ministrów i innych odpowiedzialnych urzędników. Cóż, nie było jak tego zbadać. Choć niektóre transakcje były tak głupie i przeprowadzone tak bezczelnie – moją ulubioną jest „sprywatyzowanie” TP SA, kluczowej dla państwa firmy telekomunikacyjnej, przez oddanie jej państwowej firmie francuskiej z ogromnym datkiem za zupełnie zbędne pośrednictwo dla Jana Kulczyka – że akt oskarżenia można by ułożyć li tylko na podstawie oficjalnych doniesień i komunikatów.

Co możemy dzisiaj – poza mozolnym odkupywaniem za ciężkie pieniądze swojej własności – zrobić, to przynajmniej opowiadać Polakom tę historię przy każdej możliwej okazji. Ćwierć wieku „wolności”, z której różni gamonie każą nam być tak bardzo dumni, było między innymi ćwierćwieczem wielkiego szabru, którego koszty pozostają jeszcze nieoszacowane. Ta świadomość sprawia, że człowiek uczciwy, choćby nie wiem jak bardzo go wkurzał PiS – a wkurza coraz bardziej – zawsze powinien mieć w pamięci, że najgorsze rządy lepsze są od ewentualnego powrotu do koryta gangu z Magdalenki, najgorszego gangu III RP, przy którym jakiś tam Pruszków czy Wołomin to byli zaledwie mali cinkciarze.

Ale oczywiście nie ma powodu, żeby godzić się na kiepskie rządy w imię unikania jeszcze gorszych – trzeba się starać o lepsze. W końcu na prawo od PiS też jest życie, i to , śmiem twierdzić, coraz bardziej jest.

PS. „Oszołomy” miały rację nie tylko w sprawie prywatyzacji. „Oszołomy” w III RP zawsze okazują się mieć rację, trzeba tylko poczekać. Ileż to histerii rozpętano wokół ekshumacji ofiar tragedii w Smoleńsku? Ekshumacje te bynajmniej nie służą, jak twierdzą propagandyści z Czerskiej, szukaniu w trumnach dowodów na zamach – są konieczne, by można było postawić skutecznie zarzuty karne winnym niedopełnienia obowiązków, zaniechań, kłamstw i sprowadzania na ślepe tory śledztwa. Oni to wiedzą, dlatego właśnie zorkiestrowali ten wrzask.

Smutne i obrzydliwe jest to, w jaki sposób do obrony własnych siedzeń wykorzystali rodziny niektórych ofiar. Bardzo brakuje mi dziś głosu rodziny śp. Piotra Nurowskiego, która do takich należała. Jakieś „przepraszam, byliśmy głupi, daliśmy się wykorzystać w brudnej politycznej grze” byłoby bardzo na miejscu. Chyba, że wspomniana rodzina chce iść konsekwentnie tropem p. Macieja Komorowskiego, tego od stwierdzenia, że jeśli jego ojca zamordowano, to on nie chciałby o tym wiedzieć, bo byłoby mu bardzo ciężko taką świadomość znieść. W takim przypadku też chciałbym to usłyszeć.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także