• Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Zawracanie uwagi

Dodano: 
16 grudnia, Sejm. Marszałek Marek Kuchciński w otoczeniu posłów opozycji
16 grudnia, Sejm. Marszałek Marek Kuchciński w otoczeniu posłów opozycjiŹródło:Flickr/Platforma Obywatelska RP/CC BY-SA 2.0
Nieodparcie co i raz przypomina mi się kluczowa scena z dramatu Andrzeja Trzebińskiego „Aby podnieść różę”: bohaterowie na jakimś dachu świata grają o wszystko – w ping ponga. I nagle ginie im piłeczka. Ale stawka gry jest tak wysoka, że przerwać nie można, więc grają dalej – bez piłeczki. Można? Jeśli się Państwu wydaje, że nie można, to zerknijcie z łaski swojej w media.

Można. Wystarczy, tak jak bohaterowie Trzebińskiego krzyczeć głośno: serwuję! Odbijam! Trafiłem, a pan nie zdołał odbić! Wcale nie, wyszła na aut!

Inna sprawa, jak śledzenie takiego meczu bez piłki może kogoś fascynować. Mnie za to płacą, więc ja sobie nie krzywduję, choć wolałbym żyć z komentowania czegoś innego. Ale nie przestaje mnie zdumiewać fakt, jak wielu ludzi zdaje się szczerze kibicować i śledzić lot piłeczki, której nie ma, a którą oni chcą widzieć akurat tam, gdzie ją chcą widzieć.

Pod względem komunikacji społecznej mamy dwa polityczne matriksy. Ten stworzony przez „opozycję totalną” jest o tyle wdzięczniejszy do obserwowania, że znacznie bardziej odkleja się od znamion realnej rzeczywistości. Obcowanie ze światem tefałenów, tokefemów i antypisowskich gazet przypomina wizytę w kinie. Na ekranie różni aktorzy mniej lub bardziej udolnie odgrywają Rejtana, krzycząc o reżimie, bolszewizmie i codziennie ogłaszając nowy koniec świata, krzycząc, że wszystkie instytucje państwa, odkąd ich stamtąd wykopano, są w ogóle nielegalne, rząd jest nielegalny, prezydent nielegalny, budżet, że to wszystko reżim, i że – co najśmieszniejsze – ten reżim nie ma żadnego poparcia i że wystarczy, że wreszcie rzucą wezwanie, a wyjdą na ulice miliony i powyrzucają znienawidzonych pisowców przez okna.

Totalna opozycja ma swoje totalnie opozycyjne media, które na człowieku spoza ich świata coraz bardziej sprawiają wrażenie gromady kompletnych świrów, nawet swoje pracownie „badanie opinii publicznej”, produkujące jakieś zupełnie wyssane z palca, ale zgodne z wytycznymi profile socjologiczne mające umocnić mieszkańców tego świata, że jest naprawdę tak, jak mu mówią i pokazują.

A gdy człowiek wyjdzie z tego kina i się rozejrzy – to cóż… Widzi, że ta piłeczka, która zdaniem „totalnej opozycji” została odbita, w istocie wpadła gdzie wpaść miała i punkty należą się stronie rządowej. Diagnoza rzeczywistości z jaką wygrał PiS ponad rok temu wybory generalnie się potwierdziła, zapowiedzi, które wtedy składał, okazały się możliwe do spełnienia i przyniosły z grubsza takie skutki, jakie zapowiadano, bynajmniej nie rujnując budżetu. Przeciwnie, agencje ratingowe, cokolwiek o tej instytucji uważać, wskazują na Polskę jako na kraj dla inwestorów wyjątkowo stabilny, Angela Merkel, mająca do załatwienia konkretne sprawy, spotykać się chce nie z „premierem cieniem” ani „liderem opozycji”, tylko z konkretnym prezesem PiS, z którym podobno „nikt nie chce rozmawiać”, zasiłki i transfery, póki co, zlikwidowały najgorsze społeczne patologie, a jakim kosztem, to się zobaczy nieprędko... I tak dalej.

Rzecz w tym, że ten normalny świat też ma swoje problemy. I politycy, którzy nim rządzą, starają się odwrócić od nich uwagę – a do tego celu świetnie im się przydają wariaci, którzy od rana do nocy przesiadując w tamtym świecie, miotani są paroksyzmami histerii toczącej się „walki o wolność”, która się wcale nigdzie poza ich chorą imaginacją nie toczy. Tych wariatów roztropność rządzących każe traktować ze śmiertelną powagą i pokazywać jako realne zagrożenie dla tego, co się udało osiągnąć i co może zostać osiągnięte w przyszłości, jeśli wobec zagrożenia okażemy czujność i dawać mu nieustanny odpór. Dlatego właśnie telewizja państwowa szybko wyprodukowała i pokaże jutro film dokumentalny pod tytułem „Pucz”, a nie pod tytułem „Ciamajdan”. Nie wynika to – podobnie jak i hodowanie pajaców w Sejmie, gdy wystarczyło wydać Straży Marszałkowskiej polecenie, nie, bynajmniej nie wyrzucenia ich siłą, tylko zwyczajnie niewpuszczania ponownie tych, którzy raz wyszli – z jakiejś łaskawości Jarosława Kaczyńskiego, tylko z wyrachowania. Przeciw wrogowi doszczętnie ośmieszonemu nie można skutecznie mobilizować własnych zwolenników, a poza tym wtedy może się pojawić inny wróg, poważny i tym samym trudniejszy do izolowania.

To nic nowego, oczywiście – scena polityczna odwróciła się i przeżywamy groteskową powtórkę z czasów Tuska, a raczej, nie tyle powtórkę, co po prostu ciąg dalszy, trwanie stanu, w którym debata publiczna jest nieustającym paroksyzmem. W tym sensie ci, którzy głoszą hasło „PiS – PO, jedno zło” i interpretują ping-pong bez piłeczki jako starcie nowej nomenklatury partyjnej ze starą mają dużo racji.

Na ich cześć przerwijmy na chwilę wywód publicystyczny i – proszę wstać – zaśpiewajmy znaną piosenkę śp. Jana Kaczmarka, a ściślej jej ostatnią, dopisaną przez artystę w ostatnich latach życia, zwrotkę:

Natura próżni nie uznaje,
Gdy się w naturze zrobi dziura
To się do dziury z dołu, z góry
Kolejna pcha nomenklatura
I gdyby w dziurze, wbrew naturze
Ustawić nomenklatur orszak
To zawsze wyjdzie, że ta nowa
Jest od poprzedniej jeszcze gorsza

Pero, pero-o-o, bilans wyjść musi na zero!
Pero, pero-o-o, bilans wyjść musi na zero.

Hm, tak. Przepraszam bardzo, ale musiałem – dziękuję, można siadać, wracamy do tematu. Otóż istnieją podobieństwa, ale nie tożsamość. Donaldowi Tuskowi odwracanie uwagi ogółu od biegu spraw służyło wyłącznie do tego, aby utrzymać popularność tak długo, jak długo będzie to niezbędne dla przesiadki do Brukseli i znalezienia się „daleko od tego całego syfu” – co, twierdzę, było jego z góry zamierzonym życiowym i politycznym celem. W wypadku Kaczyńskiego odwracanie uwagi jest raczej w duchu śp. Mazowieckiego i Geremka, którzy umyślili sobie, że przez Transformację Ustrojową trzeba Polaków przeprowadzić tak, jak chłop wyprowadza konia z płonącej stajni – coś zarzucić na łeb, bo jak głupie zwierzę zobaczy rzeczywistość, to będzie wierzgać, stawać dęba i opierać się. Więc „Jaro” straszy dziś Targowicą tak samo jak Targowica za swych rządów straszyła nim, żeby kupić czas – ale nie dla siebie, bo w przeciwieństwie do Tuska złotogłowia i limuzyny mu nie imponują i nie zamierza nigdzie się po nie wyprawiać. On ten czas kupuje dla Morawieckiego. Niech się ludziska skupiają na przygodach wyimaginowanej piłeczki, a za ich plecami ekipa PiS będzie w tym czasie meblować Polskę na lepsze. Kiedyś nadejdzie moment, by klasnąć w ręce i powiedzieć – dobra, a teraz patrzcie, jak dobrze się zrobiło.

Czyli po raz kolejny, przekonanie, że „dla Polaków można coś zrobić, z Polakami nic”. Nigdy nie przyniosło to dobrych skutków, i tym razem też się nie uda. Ale nie bardzo jest o tym z kim pogadać, bo wszyscy rajcują się pingpongiem i jedni oburzeni na drugich, że twierdzą, że piłeczka nie weszła, gdy oni widzą wyraźnie że weszła – albo odwrotnie.

Widzę jedną szansę. Sytuacja jest inna niż w czasach Tuska. Wtedy oligopol PO-PiS nie pozostawił w debacie politycznej miejsca na znaczącą trzecią siłę, która by mogła jej przywrócić racjonalność, bo emocje, do których się odwołał, były autentyczne i naprawdę silne. Z jednej strony – Smoleńsk. Smoleńsk był prawdziwy, tam naprawdę zginęło prawie stu wybitnych Polaków, i naprawdę Polska została upokorzona, przeczołgana i ośmieszona, pozwalając na „śledztwo” będące parodią śledztwa i kpiny w żywe oczy „nie oddamy wraku i czarnych skrzynek dopóki nie skończymy śledztwa, które dawno już wszystko wyjaśniło”. Z drugiej strony – autentyczna poprawa poziomu życia (odsyłam do statystyk ze swych „Myśli Nowoczesnego Endeka” – w ciągu pierwszych czterech lat po wejściu do UE w Polskę wsiąkł dodatkowy, piąty roczny budżet z unijnych dotacji i pieniędzy przysłanych do Polski przez pracujących na Zachodzie) i lęk, że Kaczyński, domagając się wyjaśnienia okoliczności śmierci brata, wywoła wojnę z Ruskim, Niemcami i wszystkimi dookoła i temu rodzącemu się ciepełku zagrozi.

Dziś takich emocji nie ma – „legalność” budżetu czy Trybunału, nie mówiąc o martyrologii posła Szczerby, nie są w stanie głębiej poruszyć nikogo poza partyjnymi szalikowcami. Dlatego mam nadzieję, że pole dla opozycji racjonalnej będzie się powiększać i do następnych wyborów uda się na nim postawić jakieś polityczne miasteczko dla „normalsów”.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także