Tonący płodu się chwyta
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Tonący płodu się chwyta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nagonka na profesora Chazana ufundowana jest na oczywistym absurdzie. Winą znakomitego położnika ma być nie tyle to, że nie chciał zabić nienarodzonego dziecka – tego prawa nie odmawiają mu najzawziętsi wrogowie – ale to, że „nie wskazał” wykonawcy wydanego na dziecko wyroku. Taka jest rzeczywiście litera prawa, efekt tego, co zwykło się nazywać „zgniłym kompromisem”.

Jak dotąd ta wpisana w klauzulę sumienia sprzeczność łagodzona  była zdrowym rozsądkiem. Znaleźć lekarza bez sumienia nie jest naprawdę trudno. Pacjentka, której (zaraz wyjaśnię, dlaczego tak uważam) użyto do tej brudnej rozgrywki, mogła zajrzeć do internetu, gazety, albo zapytać w dowolnej przychodni, choćby tej, z której skierowano ją do szpitala Świętej Rodziny. Jeżeli żałowała pieniędzy na zabieg prywatny – bo przecież już się wykosztowała na in vitro, z którego uszkodzona ciąża pochodziła – to równie łatwo znaleźć mogła kogoś, kto dopuści się skrobanki za pieniądze z NFZ.

Dlaczego więc niby nie mogła tego zrobić, tylko musiał jej koniecznie wskazać abortera szpital Świętej Rodziny?

Tym bardziej, że o tym, iż profesor Chazan jest człowiekiem zasad i do skrobanki ręki nie przyłoży w żaden sposób, że u Świętej Rodziny się takich zabiegów nie przeprowadza ani nie kieruje na nie, jest od dawna wszystkim wiadome i nie mógł tego nie wiedzieć ktoś, kto tę pacjentkę tam skierował.

Trudno mi nie podejrzewać, że skierował wyłącznie po to, aby profesor odmówił i aby stworzyć pretekst do nagonki dla niego.

Spiskowa teoria? Bez trudu odnaleźć można dziesiątki przypadków takich prowokacji z Europy i świata. Lewacka ideologia ma swoich zapiekłych wyznawców, kuriozalny przypadek pani Bratkowskiej nie jest odosobniony. Rozmaitych pieniaczy, którzy celowo posyłają dzieci do katolickich szkół, by potem żądać zdjęcia w klasie krzyża i nasyłać na taką szkołę kontrole i trybunały konstytucyjne etc. - w fanatycznym przekonaniu, że „ruszają z posad bryłę świata”, niestety nietrudno znaleźć i zatrudnić.

Nie znam kobiety, która znalazła się w oku tego cyklonu, nie wiem, jakie są jej motywacje i – wiedząc, jak bolesnym problemem jest dla małżeństwa niemożność zajścia w ciążę – naprawdę chciałbym zachować wobec niej należną delikatność. Ale w tej sprawie o to trudno. Rozumiejąc ból i naturalną ludzką potrzebę posiadania potomstwa, trudno nie zwrócić uwagi, że przekroczono w tym wypadku granicę. Uszkodzona ciąża była ponoć kolejną, trzecią już, a znowu argumentem, którym uzasadnia prof. Dębski „konieczność” dokonania aborcji – że „zmuszona” do urodzenia kalekiego dziecka cesarką kobieta nie może teraz przez dłuższy czas poddać się kolejnej sztucznej inseminacji, a czasu ma w swej walce o urodzenie dziecka coraz mniej.

Nie mam możliwości zadania panu prof. Dębskiemu pytania, czy to jeszcze leczenie niepłodności, czy już godne doktora Mengele eksperymenty na ludziach. Zapładniamy raz, drugi, czwarty, i patrzymy co wyszło, jak nie wyszło, zabijamy i próbujemy po raz kolejny, aż do skutku. A gdzie jest granica, wyszło czy nie? Dla jednego może to być, żeby dziecko nie miało zniekształconej czaszki i mózgu, dla kogoś, kiedyś, może, że nie będzie blondynem – bo rodzice chcą blondyna, więc ciach i jeszcze raz, a lekarz jak kelner, płacę i wymagam?! Przesadzam z tym blondynem, powie ktoś? W Azji mamy przecież do czynienia z masowym abortowaniem dziewczynek, połączenie pradawnego obyczaju z USG i zachodnim rozumieniem „prawa kobiety do wyboru” dało taki właśnie, morderczy efekt. A czy my stoimy tak znowu bardzo wyżej cywilizacyjnie niż Indie czy Chiny? Naprawdę?

Nie znam rodziców ułomnego dziecka, którego nie chciał zabić profesor Chazan, ale moim zdaniem – przepraszam, jeśli prawda 

w oczy kole – wraz z protagonistami swej wątpliwej sprawy zapędzili się na poziom moralności Simona Mola. Tak, tego, który uważał, że jak długo będzie „sprzedawał” swego aidsa kolejnym kochankom, tak długo sam pozostanie w dobrym zdrowiu. Odkładając na bok, co medycyna mówi o naukowych podstawach takiego przekonania, problem moralny jest identyczny: czy dla wyleczenia można poświęcić cudze życie? Profesor Dębski na pewno odmówiłby zamordowania kogoś, żeby wyciąć mu świeży organ do przeszczepu (choć wielu ludzi w świecie zachodnim korzysta z takich „obstalowanych” przeszczepów, głównie od chińskich skazańców, ale ponoć też niezły grosz robią na dostarczaniu organów mafie w Afryce i Ameryce Południowej). W usunięciu nieudanego „płodu”, by zrobić miejsce dla innego, nie tylko nie widzi problemu, ale zajadle domaga się przez wszystkich uznania jego podstawy za oczywistą i jedynie słuszną.

Dla mnie zaś oczywista jest tylko amoralność i nielogiczność jego postępowania. Nie wolno przeć do sukcesu, także medycznego, za wszelką cenę. Kiedy dochodzi się do ściany, trzeba się pogodzić z wolą Boga – niech będzie, jak kto chce, natury – i powiedzieć sobie: zrobiliśmy wszystko co można, więcej nie wolno, trudno. Jeśli tą ścianą nie jest dla profesora Dębskiego i jego pacjentki życie ludzkie, to co nią jest? „I tak będzie żyło tylko miesiąc i cierpiało”? Hospicja pełne są ludzi, którzy i tak już nigdy nie wyzdrowieją i tylko cierpią. Czy sumienie profesora Dębskiego, bo zakładam, że jednak je ma, pozwoli mu, już nie mówię, osobiście zrobić im dla oszczędności czasu i fatygi po zastrzyku z fenolu, ale tylko: mówić publicznie o tych „i tak” nie mających już szans terminalnych przypadkach z równym lekceważeniem jak o „uratowaniu” przez innego profesora dziecka, które „i tak” urodziło się bez mózgu?!

Biotechnologia i inne nowinki medyczne to Puszka Pandory. Tym gorzej, jeśli ta puszkę gromada ideologicznie nawiedzonych barbarzyńców traktuje jak handgranat użyteczny w politycznej wojnie z prawicą i wszystkim, z czego czerpie ona siłę, a więc głównie z Tradycją, Kościołem i moralnością.

Mam więc nieodparte wrażenie, że sprawa profesora Chazana została nakręcona przez jakąś lewicową jaczejkę podobnie, jak obserwowaliśmy to parę lat temu w krajach zachodnich. Natomiast całkowitą pewność mam, że nawet jeśli rzecz cała zaczęła się od przypadku, to obecne „grzanie tematu” jest najczystszą propagandową grą. Kara dla profesora z NFZ wymierzona mu została po to, by „wykreować newsa” i w trudnym dla władzy okresie uciec od taśmowej kompromitacji w wygodniejszą wojnę ideologiczną. NFZ nie jest wszak instytucją niezależną, podlega ministrowi. Prezydent Warszawy, w rękach której leży bieg sprawy,  jest wiceprzewodniczącą rządzącej partii. A rządząca partia grzęźnie po uszy w… powiedzmy po plebejsku, w bagnie, i niczego teraz tak nie potrzebuje, jak tematu zastępczego, jak odgrzania wojny o aborcję, o in vitro, o „czarnych”.

Że w rozpaczliwym rozpętywaniu takiej wojny i odwracaniu nią uwagi od spraw bieżących może być władza pewna poparcia Czerskiej i Augustówki to zrozumiałe, ideolo to ich obsesja, tym bardziej się pogłębiająca, im słabiej zipią. Zdumiewające jest, że, jak zwykle, wchodzą w propagandowy plan Partii i rządu politycy PiS.

Ręce opadają, ale tak to już jest. Mądrej głowie dość dwie słowie, pisowskiej do zmądrzenia nie wystarczy nawet osiem razy przerżnąć wybory. 

Czytaj także