• Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Wielkosubotnik

Dodano:   /  Zmieniono: 1
Subotnik Ziemkiewicza

Ja tylko na chwilę, w przerwie między przygotowywaniem kraszanek i sałatki. Zasadniczo nie jest to dzień odpowiedni na zajmowanie się sprawami, którymi się zwykle tu zajmuję. Podatki, wymiar sprawiedliwości, kampania wyborcza i ogólnie coraz marniejszą kondycję demokracji i wolnego rynku w Polsce zostawiam na po świętach. W ogóle miałem zamiar dzisiaj pisanie odpuścić, ale w przerwie… już pisałem, w czym, zajrzałem do korespondencji z ostatnich dni.

Miło mi, że dwa moje ostatnie artykuliki wzbudziły wielkie Państwa zainteresowanie. Co do świątecznych uwag o whisky, powiem tylko, że czuję się zachęcony do drążenia tematu, ale kiedy, w jakiej formie, trudno mi na razie przewidywać. Natomiast komentarze do „Alfabetu Ludzi Upadłych” przywodzą mi na myśl pewną refleksję, która, jak sądzę, jest trochę w duchu nadchodzącego Święta.

Podajecie Państwo długą listę typów, których Wam na tej liście zabrakło. A dlaczego nie ma Michnika? To akurat powiem, bo napisałem o nim wszystko, co było do napisania i powtarzanie tego byłoby nudne, tym bardziej że już od dłuższego czasu Michnik to tylko wydmuszka po sobie samym. A skoro nie Michnik, to przynajmniej Borusewicz powinien być odnotowany jako egzemplum solidarnościowego losu analogicznego do bohaterów Insurekcji, Legionów Dąbrowskiego i wojen napoleońskich, którzy na starość pourządzali się jako dygnitarze Kongresówki i ze świńską zajadłością tępili niepodległościowe dążenia młodszego pokolenia. A dlaczego nie ma Giertycha? A dlaczego nie ma Sikorskiego? A gdzie Pitera, Kluzica i inni byli „prawicowcy”, co się zaprzedali rządzącej mafii? I, nie ograniczając się do polityków – dlaczego na przykład nie wspomniałem o Elizie Michalik, byłej redaktorce „Gazety Polskiej” i „Gościa Niedzielnego”, dziś opętanej feministyczno-antyklerykalnymi obsesjami, albo o Stanisławie Tymie, który z wielkim Bareją współtworzył najlepsze jego filmy, a dziś sprawia wrażenie, że tak jak Bela Lugocsi, który przesadził z wcieleniem się w rolę Draculi i do tego stopnia poczuł się wampirem, że aż trafił do wariatkowa, tak wspomniany Tym nasiąkł bez reszty mentalnością i przekonaniami prezesa Ochódzkiego?

Mili Państwo – dlatego, że numer nie jest z gumy, i dlatego, że nie do wszystkich upadków potrafię znaleźć psychologiczny klucz. Podałem tylko kilka przykładów, żeby zwrócić Państwa uwagę na fakt, że człowiek to nie szachowy pion, który jest jaki jest, czarny albo biały, przeznaczony do gry na jednej, określonej pozycji. Człowiek się zmienia, upada, ale i – o czym w tym samym numerze piszą koledzy – podnosi się. Bardzo bym chciał kiedyś napisać analogiczny alfabet tych, którzy się z upadku podnieśli (choć nie uznam oczywiście za takowe podniesienie sytuacji, gdy po zmianie władzy nagle, jak to już zresztą bywało, komórka zacznie mi pękać od telefonów i esemesów ludzi, którzy po latach przypomnieli sobie nagle, ze w głębi duszy zawsze sprzyjali prawicy, zawsze mieli katolicki światopogląd, a mnie osobiście niezwykle wysoko cenili, i czystym przypadkiem przechodząc obok z tragarzami zapragnęli mi o tym właśnie teraz przypomnieć. Żadnych „grubych kresek”, to na pewno, pięć katechizmowych warunków rozgrzeszenia – rachunek sumienia, żal za grzechy, wyznanie win, szczera poprawa i zadośćuczynienie – jest ponadczasowe i obowiązkowe).

„Grzechu trzeba nienawidzić, ale grzeszników kochać” – powiada mądry biskup Ademar z Puy w jednej z ulubionych książek mojego dzieciństwa. To banał, ale trzeba go sobie przypominać. Na wojnie, którą polska cwaniaczków i awansu wypowiedziała patriotyzmowi, tradycji, wierze i innym wartościom poddani zawsze jesteśmy pokusie, by zachowywać się tak, jak przeciwnik – starać się ich zniszczyć. Subtelna różnica, ale chodzi jednak o zniszczenia zła, któremu oni służą, a nie ich samych. Największym zwycięstwem byłoby, gdyby ludzie dojący i niszczący nasz kraj i wysługujący się im doznali łaski nawrócenia i przystąpili do szczerej pokuty. Marna na to nadzieja, zgoda, ale zawsze trzeba to mieć w tyle głowy i nie dorzynać, chyba że będzie to naprawdę konieczne. Może to słabość, ale dzięki tej słabości Kościół Zmartwychwstałego przetrwał już dwa tysiące lat i przetrwa, ile jeszcze będzie trzeba. Tak mi się wydaje. Radosnych Świąt, wracam do kuchni

Czytaj także