Katoliccy odholowywacze samochodów atakują
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Katoliccy odholowywacze samochodów atakują

Dodano:   /  Zmieniono: 

Rafał A. Ziemkiewicz

Na czym polegają podobieństwa między PiS a faszyzmem? „PiS to dzisiaj nie tyle partia polityczna, ile ruch. Faszyzmy były ruchami. Miały ideologię, poczucie misji do wykonania i wodza. PiS też to ma…” Państwo myślicie, że to jakaś parodia, że ja sobie jaja robię? Nie, cytuję początek wywiadu tygodnika „Wprost” z Waldemarem Kuczyńskim. Podziwiam Piotra Śmiłowicza, że podczas tego wywiadu nie pękł ze śmiechu − cytowany tu „antyfaszystowski” argument, wypowiedziany przez byłego doradcę i ministra Mazowieckiego ze śmiertelną powagą, to i tak nic wobec snutych dalej mrocznych wizji stosów, które zapłoną gdy PiS wróci do władzy.

I smieszno, i durno. Zostawmy pana Kuczyńskiego z jego dusznymi obsesjami i zajrzyjmy na portal gazeta.pl. Tam dopiero ujawniany jest skandal, jasno dowodzący, że faszyzm nie tyle się zbliża, co już jest. W długaśnym i śmiertelnie poważnym tekście gazeta rozwodzi się (nie wiem, czy w wydaniu papierowym też) nad męczeństwem osobnika z Poznania, któremu służby miejskie odholowały z ulicy samochód, i jeszcze obciążyły go mandatem za parkowanie w miejscu, w którym parkował od dawna. Służby miejskie? Z tekstu wynika właściwie, że Kościół, bo − na tym właśnie polega skandal, przeciw któremu, jak dowiaduję się z gazety.pl, żywiołowo protestują liczni oburzeni mieszkańcy facebooka − samochody z ulicy zabrano po to, by puścić tamtędy procesję Bożego Ciała.

„Katolickie mordy” − że użyję określenia ze strony internetowej agorowego radia Tok FM − nie dość, że swymi średniowiecznymi, kompromitującymi nas przed Europą obrzędami utrudniły rodzinną wycieczkę rowerową posłance Pomaskiej, to jeszcze po faszystowsku odholowują ludziom samochody! „Jak przychodzą po kolędzie, po forsę, to wtedy potrafią uprzedzić, kiedy będą”, zżyma się wspierana przez portal Agory ofiara religijnych prześladowań, choć, między Bogiem a prawdą, jeśli dzięki wysiłkom „Wyborczej” dochowaliśmy się już takich „młodych, wykształconych”, którzy bez specjalnego zawiadomienia nie wiedzą, kiedy jest Boże Ciało, to informowanie ich o zamknięciu jakiejś ulicy czy czasowym zakazie parkowania nie jest zadaniem parafii, tylko ratusza.

Kto zresztą zada sobie trud uważnej lektury całego tekstu, znajdzie w nim wiadomość, że tabliczki informujące, iżby przed dniem świątecznym zabrać z danego terenu samochody albo zostaną one odholowane, wisiały już kilka dni wcześniej. Ale były małe i „kto takie rzeczy zauważa” − w żaden sposób nie pomniejsza to skandalu, jakim jest utrudnianie przez Kościół życia fajnopolakom.

To tylko, rzecz jasna, okruch w oceanie codziennego oburzenia zuchwałością „katolickich mord” − zaczynają od odholowywania ludziom samochodów, a wiadomo, do czego się szykują. Na szczęście „Wyborcza” i media z nią spokrewnione zachowują czujność. Choć, oczywiście, trafia się czasem i wśród „czarnych” osoba godna poparcia salonów. Do upadłego bronią one prawa księdza Lemańskiego do wygłaszania w imieniu Kościoła własnych, sprzecznych z Katechizmem poglądów, przynajmniej tak długo, jak długo zgadzają się one z poglądami antyklerykałów. W tle majaczy już kandydat na kolejnego „pentiti” w sutannie, który „będzie miał głos” na salonach. Na razie gazeta pisze o nim tajemniczo jako o „księdzu P.” z Częstochowy. Ksiądz P. (Piotr ?!) to ksiądz całą gębą posoborowy, „luzak”, pije, pali, zapewne nie tylko tytoń, rapuje, lubi kasę, dobre samochody, markowe ciuchy i imprezy w damskim towarzystwie, i właśnie ma drugi już proces pod pretekstem dostarczania potrzebującym kokainy. Niby to wszystko opisuje gazeta w tonie złośliwości, ale kierowanej bynajmniej nie ku upadłemu kapłanowi, tylko jego ponurej zwierzchności, która zabrania ludziom oczywistych rozrywek, a potem się dziwi.

Wygląda na to, że gdy już „udał nam się” Palikot zrealizuje swój pomysł, i nałoży na księży obowiązek przechodzenia regularnych badań lekarskich, bo − jak wiadomo − roznoszą podczas tych swoich średniowiecznych praktyk choroby zakaźne, to kilku „czarnych” załapie się na zwolnienie. Autorytety się za nimi wstawią. „Katolickie mordy” obraziły się na redaktora Kumora z „Wyborczej” za stwierdzenie, że prowokację, którą pracownica „Nie” na gościnnych występach we „Wprost” zrobiła Fibakowi, i która w odniesieniu do niego akurat była haniebna, należy urządzać właśnie księżom. Ale może redaktorowi nie chodziło o to, by takiego, który by się skusił, potępiać. Przeciwnie, byłby to swego rodzaju casting na „dobrych czarnych”. Kapłan, które okaże „fajne” odruchy, zostanie autorytetem moralnym i „będzie miał głos” w domu redaktora Kumora i jego kolegów?

Swoją drogą, usiłuję sobie obliczyć w decybelach jazgot, jaki by się podniósł, gdyby jakiś prawicowiec zażądał obowiązkowego wyposażenia „wesołków” w książeczki epidemiologiczne i poddawanie ich regularnym, przymusowym badaniom, tak jak to przed wojną robiono z prostytutkami. Dałoby się to uargumentować, przecież „gejowski” styl życia sprzyja chorobom wenerycznym, z HIV-em na czele. Chciałbym widzieć, jak piałby wtedy z oburzenia taki Biedroń. Ale kiedy ten sam Biedroń wygaduje horrendalne brednie o roznoszących choroby księżach, żaden z autorytetów nie czuje absmaku ani broń Boże w najmniejszym stopniu nie okazuje dezaprobaty. Skądże, swój chłop, czy tam dziewczyna, w tych środowiskach nigdy nie wiadomo, w każdym razie osoba z towarzystwa, które „katolickim mordom” mówi zdecydowane nie!

Czytaj także